
Polski hip-hop ma długą i stosunkowo wyboistą historię, jeśli chodzi o jego relacje z wytwórniami muzycznymi. W pierwszych latach istnienia tego gatunku w Polsce raperzy nie mogli istnieć poza wytwórnią, ponieważ nie było drugiego obiegu w postaci internetu. Raperzy wydawali płyty w przedsiębiorstwach takich jak T1-Teraz czy RHX, część z nich pojawiła się również w barwach znienawidzonego po latach UMC Records, które, zdaniem wielu, przyczyniło się do promowania bardzo kiepskiego hip-hopu, który był krzywdą wizerunkową dla sceny. Po kilku latach względnego rozwoju scena stanęła w miejscu i zabetonowała się – przetrwali tylko najmocniejsi gracze, tacy jak Pezet czy Ten Typ Mes, inni raperzy natomiast, nieważne jak perspektywiczni, budowali konsekwentnie drugi obieg, który w internecie miał wreszcie rację bytu. Mowa tutaj o takich postaciach jak VNM, Ras czy Te-Tris, którzy swoje kontrakty podpisali dopiero w drugiej dekadzie XXI wieku, niejako otwierając świeżemu hip-hopowi drogę na salony i zachęcając wytwórnie do podpisywania kontraktów z raperami.
Pojawiły się jednak wyjątki w postaci raperów takich jak Quebonafide czy Eripe, którzy zapoczątkowali całkowicie nowe podejście do biznesu w hip-hopie – od początku stawiali konsekwentnie na siebie i zamiast podpisywać kontrakty, zakładali własne działalności gospodarcze. Model ten bardzo osiągnął zawrotną popularność, choć wcześniej też miał rację bytu i wydawali tak na przykład donGURALesko, Ten Typ Mes czy Tede. Taki obrót wydarzeń dał otwarcie znać raperom, że większe pieniądze tkwią we wzięciu wszystkich obowiązków na swoje barki i wielu z nich postanowiło wziąć taki ciężar na swoje barki, zazwyczaj osiągając w ten sposób znakomite rezultaty. W połowie drugiej dekady XXI wieku do rapu weszło również nowe pokolenie raperów, którzy swoje kontrakty z wytwórniami podpisywali, bo brakowało im po prostu doświadczenia i wyczucia w biznesie, a część z nich po prostu nie chciała mieć na głowie jakichkolwiek formalności i chcieli robić po prostu muzykę.
Właśnie takie podejście zdaje się przeżywać właśnie swój renesans, co dowodzi tezy, że polskie wytwórnie hip-hopowe rację bytu mają, mimo że jeszcze parę lat temu mogłoby się wydawać, że są już całkowitym reliktem przeszłości. Co więcej, na polską scenę hip-hopową zaczynają wkraczać gracze z ogromnym kapitałem i prestiżem – swój oddział w Polsce od dłuższego czasu ma Sony Music, a z wielkim hukiem na scenę wkroczyła również wytwórnia Def Jam Recordings. Raperzy obecnie bardzo chętnie podpisują kontrakty, niezależnie od tego, jaki mają staż na scenie czy sprzedaż. Wytwórnie przeżywają zatem prawdziwy renesans, ale historia raczej nie zatoczy koła i nie dojdzie do kolejnego zabetonowania polskiej sceny muzycznej, w której prawo głosu będą mieć tylko ci, którym szczęśliwie udało się załapać na kontrakt – drugi obieg muzyki w internecie jest w obecnych czasach po prostu potężny, a miliony wyświetleń da się bez żadnego problemu osiągnąć samym talentem, bez potrzeby wspierania się kapitałem czy renomą wytwórni.