Wykręca mnie życie codziennie
Chcę robić wyjątkowe rzeczy będąc tylko błędem,
Nie wiem jak uleczyć siebie i nie wiem kim jestem,
Wspomnienia wciąż widzę przez mgłę, a wyraźnie tylko ciebie
I się modlę, żebyś też nie była kolejnym wspomnieniem,
Na niebie maluję wzrokiem sobie miejsce – jakby Eden,
Nie wiesz co mi mówi serce? – no to może zamknij gębę,
Żeby nie palnąć za wcześnie słów co do strawienia ciężkie bardzo.
Tracki o tym, że chce “lambo” chyba dawno za mną,
Ale liczę, że coś pęknie – z muzy wejdzie sianko,
Nie chcę być tylko zabawką, co się psuje łatwo,
A chcę dać radość jak Hasbro, młoda to paradoks.
Znów położę się spać rano to moja insomnia,
Zanim umrę w twych ramionach chcę sam stać na nogach,
Nie obchodzi mnie co ćpają tamte typy w blokach,
Bo sam wybrałbym tabletki, gdyby przyszła pora.
Chciałem namalować obraz kolorami tęczy,
Nie umiem malować, może da się słowa “skręcić”,
Wiesz chce być artystą, a przelewam tylko łezki,
Znów przez popełnione błędy będą chcieli skreślić
Znowu płaczesz przez sny, ja się śmieję przez łzy
Pokaż tylko gesty – do pomocy będę pierwszy,
W twoim oku “szklanki kilka razy pękły”
Poprzecieraliśmy i teraz możemy wszystko przeżyć.
Nie do przesunięcia tak jak monumenty!
Nie dam człowieczeństwa za jakieś monety!
Takie tracki rozbierają mnie na części mała,
Nawet kiedy klnę i krzyczę to robię to dla nas.
Nie oddałbym serca, gdybym w nas nie wierzył!
Gdy jaśnieje pełnia znowu palę skręty!
Takie stany wypaczają ze mnie szczęście mała,
Więc Szymon znów się oczyszcza w monotonnych trackach
Wyprowadź mnie
Z deszczu mych łez
Zagraj litanię
(O śmierć, o śmierć)
To już paranoja,
A może psychoza.
Topię się w odlotach,
Jak w szarych przedmiotach.
Chcą mnie widzieć znów
Na dnie, na dnie.
Żałuję dni, których nawet nie pamiętam,
Żałuję sił, których nawet nie użyłem.
Moją duszę karmi krew.Wykręca mnie życie codziennie